Cisza. Drażniąca uszy cisza. Rozmazany makijaż,
opuchnięte oczy spowodowane brakiem snu. Moralna niepewność. Robiąc łyk wywietrzałem
wódki , przegryzając rozmiękczonym krakersem siada na schodach.
Zdemoralizowana, osiągnęła egzystencjonalne dno . Ostatnia w wyścigu swego życia. Zachłysnęła się fikcyjną wolnością. Popychana
przez nurt codzienności i rutyny. Ufając optymistycznym myślą i szalonym
marzeniom. Zabiła ją miłość. Pochłonięta nową sytuacją nie rozglądała się, brnęła do przodu nie
bacząc na innych. Jeden fałszywy
ruch. Spadła w przepaść. Martwa za życia. Bez duszy…
Proszę, uwolnij ją. Daj jej nadzieję. Ostatnią szansę. Spraw
jeszcze raz, wiem, że umiesz… Nie pozwól jej odejść.
Po schodach potoczyły się kolorowe balony. Zbliżała się burza… Mocny podmuch wiatru
trzasnął nie domkniętym oknem w kuchni.
Popłynęła łza… Jedna i druga.
Mieli tu być razem. Mieli świętować kolejną rocznicę. Nie
udało się. Wycie karetek na sygnale.
Zabili miłość.
W powietrzu czuć jeszcze zapach jego perfum. Jakby nie odszedł. Jakby siedział tuż obok
niej.
Przymyka oczy gładząc dłonią swoje ramie, które przecież
jeszcze tak nie dawno obejmował on.
Mężczyzna jej marzeń.
Mężczyzna ze snu wyjęty.
Wytarła kolejną łzę.
Tak, wydawał się być idealny. Cóż za cudowna kobieta,
która urodziła tak wspaniałego syna.
Silny jak lew.
Pewny siebie, inteligentny, dowcipny. Wszyscy uwielbiali jego
towarzystwo. W tym pustym świecie, pełnym szarych ludzi…Zarażał optymizmem.
Zawsze stawiał na swoim. Nie wiedział co to strach, nigdy
nie dało się dostrzec w jego oczach lęku.
Dumny. Szedł przez życie z uniesioną głową.
Oczarowywał wszystkie kobiety. Żadna nie potrafiła mu się oprzeć.
Mężczyźni zazdrościli, chcieli być tacy jak on.
Kobieciarz.
Dziewczyna uśmiecha się przez łzy przypominając
sobie jak bezpiecznie czuła się w jego
ramionach.
Był od niej starszy. Dużo starszy. Nie dał tego po sobie
poznać. Zachowywał się jak nastolatek. Nigdy nie dorósł. Z jego ust nie dało
się usłyszeć takich słów jak „nie wypada”, czy „nie powinniśmy” .
Mogli wszystko.
Świat wirował, muzyka grała, oni razem… Zamknięci we własnym, idealnym świecie.
Cholernie popieprzonym, ale jak pięknym, innym od realnego gówna z którego tak
ciężko się wydostać. Jeśli czegoś
chcieli to dokonywali wszelkich starać żeby to zdobyć. Tak jak na przykład
wyjazd z Polski nocnym samolotem wprost do Bejrutu… Do Libanu. Zostali tam na
kilka tygodni. Chodzili do najgorętszych klubów, bawili się do rana, każdego
dnia. Nie liczyły się wydane pieniądze,
czy zmarnowany czas. Chodzenie tymi samymi, ciasnymi uliczkami. Jeżdżenie
wypożyczonym autem po przedmieściach Bejrutu.
Hazard. Wygrywanie i przegrywanie pieniędzy. Wspólne noce.
Kochał adrenalinę. Szybka jazda samochodem i znowu czuł,
że żyje. Martwili się o niego.
Zapach letniego poranku. Gdy dopiero świta, a pierwsze
promienie słońca nieśmiało pragnął rozświetlić Ziemię. On obok niej. Spleceni więzami miłości.
Oddychając powoli. Rozkoszując się tamtym zapachem. Rosa obywała bose stopy.
Albo tamten zapach po burzy.
Dotyk.
Namiętne pocałunki. Wilgotne ciała stanowiące jedność.
Wycieczki do lasu. Widok zachodzącego słońca, wolny
taniec z ukochanym mężczyzną, jego spojrzenie.
Dziewczyna nieprzytomnie patrzy w ścianę. Nadal ma przed
sobą jego oczy. Czarne, dzikie… Jakby nie ludzkie. Pamiętając każde jego słowo.
Wspomnienia…
W końcu tylko one pozostają.
Czasem chciałoby się od nich uwolnić… Nie da się.
Stając się więźniem przeszłości nie można ruszyć dalej,
teraźniejszość i przyszłość nie istnieją.
I nic nie trwa wiecznie. Żadna przyjaźń, żadna miłość.
Wszystko przemija.
Nagle budzimy się w samotności. Spoglądając w lustro
zdajemy sobie sprawę, że tak naprawdę nikogo nie obchodzi całe nasze życie.
Tamte chwile, ten las, leżenie na łące, wieczorne spacery, smak grzanego wina,
namiętność, tamta niewinność, smak świeżych owoców, pierwsza wspólna noc… Ulotne momenty, które jesteśmy w stanie
zrozumieć tylko my osobiście, nikt inny. Jak sen, którego nie da się dokładnie
opisać.
Przyjaciele
odeszli, a miłość… Czy miłość
kiedykolwiek istniała? Czuć jeszcze jej słodki posmak, ale… Podobno miłość jest wieczna, nigdy się nie
kończy, nie umiera. Więc jeśli dobiegła końca, czy można w ogóle nazwać ją
miłością?
Młoda kobieta - Kalina wykrzywia twarz w grymasie
wewnętrznego bólu.
Straciła to o co walczyła. Rzeczywistość ewidentnie dała
jej do zrozumienia, że życie jest tylko chwilą. Sumą oddechów, przeżywając je z
kimś możemy stworzyć własny, kolorowy świat , zapomnieć o szarości. Szczęście
jest nic nie warte kiedy nie można się nim podzielić z innymi.
Samotność…
Wewnętrzna rozpacz.
Niesprawiedliwe…Być samotnym wśród ludzi. Ich słowa, takie puste…
Zapewnienia, że wszystko będzie dobrze.
Sztuczne więzi.
Ona już nie wierzy w znalezienie bratniej duszy.
Snuje się przez życie jak duch. Mając jakąś chorą
nadzieję, że ktoś jej pomoże.
-Koniec jest bliski… - szepnęła przygryzając wargę. – na
pewno… Już niedługo coś się wydarzy…